Prace sezonowe

Zima odchodzi powoli z Polski i został jej jeszcze około miesiąc. Nadszedł więc czas, by zacząć snuć jakieś ambitne plany na 2019 rok, który jak każdy ma być dla nas tym przełomowym. Piszę to oczywiście w formie żartu, gdyż zawsze w styczniu jesteśmy pełni mobilizacji, a większości przypadków ucieka ona z nas wraz z przyjściem wiosny. Plany podbicia siłowni i biegania przez 2 lata non stop, potrafią legnąć w gruzach już po kilku miesiącach. Najczęściej jesteśmy ściągani na złą drogę przez wszelakich znajomych, którzy namawiają niby niechcący na papieroska, czy wódkę lub piwo.

Niestety bardzo często ulegamy tej presji otoczenia i bierzemy do ust używki, przez które później nie chce nam się już wrócić do sportowego trybu życia. Jest nam bowiem dobrze z używkami i zatracamy na chwilę prawdziwy sens egzystencji. Obserwuję to od wielu lat na przykładzie moich znajomych i ludzi, którzy otaczają mnie w pracy i na ulicach. Jest w nas bardzo mało samozaparcia i wiary w siebie, a przez to szybko ulegamy wszelakim pokusom. Ja na całe szczęście potrafiłem się jakiś czas temu odciąć od znajomych, którzy działali na mnie bardzo destrukcyjnie i spotykali się ze mną tylko wtedy, gdy potrzebowali się z kimś napić w dobrym towarzystwie.

Uwolnienie się od toksycznego towarzystwa przyniosło mi mnóstwo wolnego czasu, którego szczególnie w lecie nigdy nie miałem. Postanowiłem go więc wykorzystać na pracę i na to, by dorobić sobie trochę jakże potrzebnych mi pieniędzy. Praca za granica sezonowa była więc idealną okazją na to, by przez okres 4 miesięcy zarobić sobie na nowy samochód, o którym już dawno marzyłem. Tak się złożyło, że mój wujek powiedział mi podczas jednej z rodzinnych wizyt, że będzie sprzedawał swoje BMW X5. Niestety taki samochód to w dalszym ciągu wydatek w wysokości około 70 000 złotych. Wiedziałem więc, że podczas takiego wyjazdu pracując od rana do wieczora, uzbieram może 30%.

Nie załamywałem się jednak i postanowiłem wziąć los w swoje ręce. W końcu im dłużej rozmyślamy, tym mnie czasu na działanie mamy. Postanowiłem wyjechać do Belgii, a dokładnie do miejscowości Liege. Zaraz na jej obrzeżach było mnóstwo sadów z jabłkami i czereśniami. Miałem to szczęście, że pracowali tam sami Polacy, więc bariera językowa mnie zupełnie nie dotyczyła i mogłem się skupić w 100% na pracy i zarabianiu pieniędzy. W sadzie spędzaliśmy codziennie prawie 12 godzin, lecz jeśli ktoś chciał pracować mniej, to mógł zjechać do mieszkania już po 8 godzinach pracy i odpoczywać przed kolejnym dniem.

Ja jednak prawie zawsze starałem się wyciągać ile się dało z danego dnia i nie marudzić zbytnio. Wiedziałem bowiem, że mam w tym cel i że muszę dać z siebie wszystko, by spełnić po powrocie swoje skryte marzenia. Dni mijały szybko, gdyż w tym charakterze pracy nie było żadnej mowy o nudzie. Było tylko dwie przerwy na jedzenie i napicie się czegoś, a tak poza tym to siedziało się prawie cały czas na drzewie i zbierało czereśnie. Ja wolałem zbierać je, niż truskawki, które później też dojrzały i część osób została przeniesiona do zbierania ich. Ja miałem jednak okazję zostać na czereśniach i bardzo mnie to satysfakcjonowało.

Mój kręgosłup nie nadawał się bowiem do tego, by schylać się przez kilkanaście godzin dziennie. Wolałem pracować na wysokości, z czego wiele osób od razu rezygnowało, gdyż bały się one spaść z drabiny. Ja lęku wysokości na szczęście nie posiadałem, więc mogłem przyjąć taką ofertę pracę, jak i większą płacę. Trzeba bowiem przyznać, że z kilkuset Polaków, którzy pracowali w sadzie, mało kto chciał iść na drabiny i szef wybrał w końcu pięciu ochotników. Były to najwyższe osoby, a do takich należałem ja. Jedynym minusem pracy na drabinie były bardzo bolące stopy. Po całym dniu stania na szczeblach robiły się czasem odciski, na które miałem jednak plastry. Pomagały one w zniesieniu bólu o w tym, że w kolejnym dniu pracującym nie czuło się tego dyskomfortu na stopie. 4 miesiące w Belgii minęły bardzo szybko, a ja mogłem wrócić do Polski i odkupić samochód od wujka.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here